Małgorzata Ratajczak (zdjęcie wykonane 10.07.2013)
Dnia 10 stycznia, dokładnie w pół roku przed swoimi 102 urodzinami zmarła pani Małgorzata Ratajczak z Rogoźna urodzona w roku 1913. Spośród mieszkańców naszej gminy młodsza była tylko od pani Pauliny Omiecińskiej, również mieszkającej w Rogoźnie, która urodziła się 22 maja 1911 roku.
Długie, trwające dokładnie 101 i pół roku życie pani Małgorzaty przypadło na największy znany skok cywilizacyjny w dziejach ludzkości. Warto zaznaczyć, że kiedy przychodziła na świat w domach nie było elektryczności, a gdy z niego odchodzi, wieść o jej śmierci może dotrzeć za pomocą Internetu do wielu domów w Polsce i różnych zakątkach świata.
Urodziła się 10 lipca 1913 roku w miejscowości Eichhausen (dziś Dąbkowice – część wsi Kamienica w powiecie wągrowieckim) należącej wówczas do rejencji bydgoskiej Wielkiego Księstwa Poznańskiego – części Cesarstwa Niemieckiego, którym władał cesarz Wilhelm II. Nie miała jeszcze roku, gdy w Sarajewie rozległy się strzały, które usłyszała cała Europa. Zabójstwo habsburskiego arcyksięcia Franciszka Ferdynanda wywołało tragiczną w skutkach I wojnę światową. Gdy miała pięć lat Wielkopolanie niesieni płomiennym przemówieniem Ignacego Jana Paderewskiego chwycili za broń i wyzwolili swój region spod niemieckiego panowania.
W roku 1938 w Rogoźnie urodziła syna Alojzego Twardeckiego. Rok później w Gdańsku na Westerplatte rozległy się kolejne słyszane w całej Europie strzały. Hitlerowska III Rzesza zaatakowała II Rzeczypospolitą rozpoczynając kolejny w dziejach globalny konflikt zbrojny – II wojnę światową. Małgorzata Twardecka nie miała wówczas jeszcze pojęcia jak bardzo traumatyczne przeżycia przyniesie jej ten konflikt, lecz wkrótce miała się dowiedzieć.
27 września 1943 roku jej pięcioletni syn Alojzy został zabrany przez okupacyjne władze i przewieziony do ośrodka Lebensborn w Kaliszu, gdzie zmieniono mu nazwisko na Alfred Hartmann (w Gaukinderheim - kaliskim ośrodku germanizacyjnym zniemczeniu poddano około 300 dzieci), a następnie do Bad Tölz, gdzie został zaadoptowany przez niemiecką rodzinę. Wychowano go w przekonaniu, że jest Niemcem i że Polacy wywołali II wojnę światową. Był jednym z ponad 200 tysięcy polskich dzieci odebranych przez nazistów rodzicom, wywiezionych do Niemiec i poddanych germanizacji w jednym z ośrodków Lebensborn.
Małgorzata Ratajczak (wyszła za mąż w 1952 za Jana Ratajczaka) rozpoczęła poszukiwania syna w 1948 roku. Zwracała się o pomoc do Polskiego Czerwonego Krzyża, a także do Międzynarodowego i Szwajcarskiego Czerwonego Krzyża. Dzięki pomocy francuskiego generała Marie Pierre Koeniga (mianowanego pośmiertnie Marszałkiem Francji) oraz Polskiej Misji Wojskowej w Berlinie Zachodnim, wpadła na trop zaginionego dziecka i w 1949 roku przedstawiciel wspomnianej misji z Berlina odwiedził chłopca w Koblencji.
Alfred sprawę uważał za nieporozumienie i postanowił pojechać do Polski w 1954 roku żeby ją wyjaśnić. Tam skonfrontował się z panią Małgorzatą, ale nie wierzył w jej słowa. Kiedy matka opowiadała mu o prześladowaniach Polaków przez Niemców, o obozach koncentracyjnych i innych okrucieństwach wojny, zaprzeczał. Słuchałem historii o heroicznych zmaganiach uczestników Powstania Warszawskiego, o bohaterstwie dzieci Warszawy, o Armii Krajowej, zamachu na Kutscherę i Cafe-Club, o potężnym ruchu partyzanckim... i traciłem poczucie rzeczywistości. Przecież nic o tym nie wiadomo w Niemczech. Polacy nie mają przecież zmysłu organizacyjnego, jak oni to zrobili? Niewiarygodne! A te bzdury o obozach koncentracyjnych! Nikt u nas nie dawał temu wiary i nie tylko u nas. Spotykałem Amerykanów, którzy również twierdzili, że to komunistyczna propaganda. Nawet dziadek i tata podawali takie wiadomości w wątpliwość (...) - pisał po latach w książce "Szkoła janczarów. Listy do niemieckiego przyjaciela".
Stopniowo jednak poznawał historię II wojny światowej pozbawionej niemieckiej propagandy i zrozumiał swoje prawdziwe losy. Zdecydował się pozostać w Polsce, w czym swój udział miało także pozbawienie go paszportu RFN przez władze Polski Ludowej. Musiał nauczyć się od początku języka polskiego i mimo początkowych trudności w asymilacji od 1956 roku rozpoczął studia na SGPiS w Warszawie. Następnie studiował na Wydziale Prawa UW oraz na Wydziale Germanistyki UW i UAM (studia doktoranckie). Był uczniem profesora Thomasa Höhlego oraz profesora Jana Chodery (doktorant). Zdecydował się poświęcić życie pracy nad budowaniem porozumienia między Niemcami i Polakami. Historia życia Alojzego Twardeckiego stała się tematem polskich i zagranicznych filmów dokumentalnych.
Pani Małgorzata do końca swego życia mieszkała w Rogoźnie. Jej pogrzeb odbył się we wtorek 13 stycznia na cmentarzu parafialnym, a nabożeństwo żałobne odprawił ks. prałat Jarosław Zimny, dziekan rogoziński. Społeczeństwo miasta i gminy na pogrzebie reprezentowali burmistrz Rogoźna Roman Szuberski, wiceprzewodniczący Rady Miejskiej Paweł Wojciechowski i inspektor UM, historyk Błażej Cisowski. Wśród obecnych członków rodziny, był wnuk pani Małgorzaty – dr Alfred Twardecki – historyk starożytności, kurator Zbiorów Sztuki Starożytnej i Wschodniochrześcijańskiej Muzeum Narodowego w Warszawie, kierownik Polskiej Misji Archeologicznej "Tyritake" na Krymie.
Błażej Cisowski