Czterech członków Klubu Żeglarskiego „Kotwica” z Rogoźna wybrało się w niezapomniany rejs pod żaglami po wodach Bałtyku.
Miała to być wyprawa dla twardzieli, okazała się przepiękną przygodą, którą poleciłbym każdemu. Rejs odbył się w wymarzonej, słonecznej pogodzie, a przyjazne wiatry poniosły łódkę „Luc–Ander” na wody zachodniego Bałtyku. Ludzie starsi, do których się zaliczam mogą poczuć się młodziej lub spełnić najskrytsze marzenia – jak dzieje się to w moim przypadku. Natomiast młodsi uczestnicy wyprawy, mogli uczyć się geografii, odwiedzając miasta naszych sąsiadów czy historii, zwiedzając starówki tych miast i muzea, jak było to chociażby w przypadku Penneminde – gdzie znajduje się muzeum silników odrzutowych i rakiet V–1 i V–2. Na całej trasie wyprawy było wiele historycznych akcentów polskich i słowiańskich.
Z rzeczy super przyjemnych wspominamy miasto Lubeka i smak marcepanów znanych na całym świecie. Z doznań estetycznych – pobyt i zwiedzanie rezerwatu morskiego, gdzie w cichej i pustawej o tej porze roku marinie spędziliśmy kolejną noc.
Trasę rejsu jesiennego rozpoczęliśmy w Stepnicy, gdzie stoi nasz jacht. Pisząc nasz, zawsze pamiętam, że jest to jacht którego właścicielem jest Klub Żeglarski „Kotwica”. Bandera z logo rogozińskiego klubu wisząca po lewej stronie pod salingiem jachtu „Luc–Ander”, rozpoczęła podróż po portach na razie Bałtyku – w przyszłości myślę że dalej.
Łódka, która jedenaście dni zastępowała czterem mężczyznom dom, spisywała się bardzo dzielnie. Warta jest tego, by darzyć ją zaufaniem i uczuciem zwanym wśród ludzi miłością. Warto zacytować w tym miejscu słowa tekstu jednej z szant, które rozbrzmiewały w marinach w czasie pobytów wieczorową porą:
„I cała w żaglach, jak w białej sukience,
Jak piękny ptak, który zapiera w piersi dech.
Chwyciłem mocno ster w obie ręce
I żeglowałem zasłuchany w fali śpiew”.
Dalsza, wyznaczana przez kapitana trasa rejsu, wiodła wśród pięknych białych klifów wyspy Rugii. Portem docelowym była wspaniała, pełna zabytków Lubeka. W drodze powrotnej odwiedziliśmy kilka portów na kontynentalnym wybrzeżu Niemiec i rzeką Penne oddzielającą wyspę Uznam od kontynentu, wróciliśmy nad Zalew Szczeciński. Tam wyprawa dobiegła końca. A-hoj do wiosny! – jako że sezon żeglarski się kończy.
Jacek Runowski